W Rzymie na budynku przy Piazza di Spagna możemy ujrzeć napis „Collegium Urbanum de Propagadna Fide”. W budynku tym mieściła się powołana przez papieża Grzegorza XV w latach dwudziestych XVII wieku instytucja zajmująca się krzewieniem wiary katolickiej.
Jedno słowo z tej nazwy – mianowicie: „propaganda” (dosłownie, „ta, która powinna być krzewiona”) ewoluowało i weszło z biegiem czasu do większości słowników na świecie. W znaczniej mierze odnosi się do zjawisk towarzyszących sprawowaniu władzy i uprawianiu polityki jako skutecznego narzędzia oddziaływania na ludzi. Dziś nie mamy już chyba wątpliwości, że „propaganda” przy swym negatywnym wydźwięku, szczególnie ugruntowanym w Niemczech od początku lat 30 tych XX wieku jest nieodłącznym czynnikiem w sprawowaniu i utrzymaniu władzy od szczebla najwyższego po najniższy włącznie. Bowiem „propaganda” to …propaganda, nawet jeśli nazwiemy ją dzisiaj inaczej, jak choćby w modny sposób w latach ostatnich, tzn. Public Relations, czyli „PijaR”.
Jednak warto się zastanowić nad tym czy dobra propaganda, czy tez nowocześniej – „PR”, zastąpi prawdziwy sukces jakim niekoniecznie jest utrzymanie władzy samej w sobie.