Samotna matka. Samo określenie ma w sobie głęboką treść. Słysząc: samotna staruszka, samotny pies, samotny człowiek nasze serce ściska żal i współczucie.
Samotna matka – a narobiła sobie dzieci, to niech się teraz martwi.
W życiu nie zawsze wszystko wychodzi tak jak byśmy chcieli. Marzenia dość często zderzają się z rzeczywistością. Czasem nawet zbyt brutalnie. To nie jest kwestia głupoty, błędów czy złych wyborów. Ot, tak się czasem składa. Mi? Bo wierzyłam w przemianę, dobro, w szczęście, obietnice i miliony innych bzdur. Rujnując tym samym swoje życie, osobowość, beztroskę i szczęście. Mijają lata a mi nadal ciężko odbudować zaufanie do drugiego człowieka, poczucie bezpieczeństwa jest niczym osika na wietrze. Specyficzna nieobecność duszy towarzyszy mi nieustannie. To prawda: Zły dotyk boli całe życie. Przemocy fizycznej i psychicznej nie da się tak zwyczajnie wymazać z serca człowieka. Moje poprzednie małżeństwo zabiło człowieka, którym byłam kiedyś, a za którym tak bardzo tęsknię (zbieram się na taki wpis ale chyba nie nadszedł ten właściwy czas, jeszcze nie).
Szczerze jednak określić mogę, że Samotną Matką Anny i Szymona byłam od ich poczęcia. Nie obrażając byłego męża, który od jakiegoś czasu próbuje powrócić do ojcostwa; ani męża obecnego, który stara się być Przyjacielem tej dwójki. Tam w środku, w duszy, w sercu, w umyśle, w codziennym świetle i w nocach bezsennych jestem tylko ja sama. Z burzą mózgu, z obawami, problemami, prozą życia. Odpowiadam za wszystko, na mnie wisi ciężar ich problemów, we mnie tli się radość z ich sukcesów. Każdą decyzję przewracam w myślach jak ostatni wdowi grosz. Niejednokrotnie bijąc się z myślami do bólu, do utraty sił.
Poczucie odpowiedzialności, obowiązku wyrywa mnie z beztroski każdego dnia. Nie potrafię inaczej. Przez to tracę czas dla siebie. Nie, nigdy tego nie żałowałam. Ani tych zabaw na których nie tańczyłam szczęściem pijana, ani tych romansów, które porywają duszę do tanga, ale tak jakoś umknęło mi coś, bo bycie Dobrą Matką i Sprawiedliwym Ojcem zajęło mi bardzo dużo czasu.
Dziś po trzydziestu trzech latach tułaczki, od czterech już lat, wreszcie znalazłam swój port, oazę, miejsce na ziemi. Zwierzęta nadrabiają wieloletni brak uczuć, góry przypominają, że droga przez życie bywa trudna, a siedzący obok mężczyzna, gwarantuje spokój i miłość. Koszmary przeszłości stają się z każdym dniem jakby nie moje.
Dlatego każdej Samotnej Matce winni jesteśmy szacunek, bo Ona na swych barkach dźwiga całą ludzkość.
Eliza Grzeszczuk / „ELAJZA”